sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 5

Hotel Victoria, Santa Marta, 27 czerwca 2010


Erica była już coraz lepiej przygotowana do misji, jaką miała spełnić. Można powiedzieć, że była prawie gotowa. Mimo że zadanie okazało się trudniejsze niż początkowo sądził Marcos, to dziewczyna wywiązywała się z niego znakomicie. Miała doskonałą pamięć i zapamiętała wszystkie szczegóły dotyczące całej rodziny jak i rozkładu pomieszczeń w rezydencji. To ostatnie było dla niej łatwizną, gdyż pracowała z tym na co dzień. Przed włamywaniem się do określonych domów, czy budynków w celu ich obrabowywania, zapoznawała się dokładnie z planami. Przez parę nocy, kiedy została przygotowywana, nie miała ani chwili wytchnienia. Pracowała na pełnych obrotach. Musiała między innymi nauczyć się zasad savoir-vivre'u. Było to bardzo ważne, żeby przypadkiem nie zaliczyła jakiejś wpadki podczas kolacji czy jakiejś imprezy, na które często zapraszano Lorenza wraz z rodziną. Było to dla niej najtrudniejsze zadanie. Erica była energiczną osobą, mówiącą zawsze to co myśli, a teraz miała być ułożona, grzeczna. To się kłóciło z jej naturą. Wiedziała jednak, że nie ma innego wyjścia jak tylko poskromić swój diabelski temperament.
Stała teraz przed lustrem i patrzyła w swoje odbicie. Miała na sobie jedną z sukienek Roxany. Była przekonana, że nikt nie będzie widział różnicy. Bo niby jak miał to odkryć, obie były takie same, jak dwie krople wody. Jestem jej kopią a ona moją, pomyślała patrząc na jej zdjęcia leżące na półce obok lustra. Jeszcze raz spojrzała w swoje odbicie. Zaszła w niej wielka zmiana. Miała gładko uczesane włosy spływające falą na jej odkryte ramiona. Przypomniała sobie jak kiedyś wyglądała. Włosy w nieładzie, czesane przez wiatr, na twarzy ani grama makijażu. Nigdy nie traciła czasu na takie pierdoły. Miała ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład jak najszybciej wkraść się do domu i ukraść to co potrzebne, aby to potem sprzedać paserowi na odpowiednią cenę. Tylko to potrafiła robić, nic innego. Życie ją do tego zmusiło, ale teraz nie chciała o tym myśleć. Musiała się skupić na zadaniu.
Jesteś bardzo ładna – usłyszała za swoimi plecami, więc powoli się odwróciła. To była Alma, która przez te wszystkie dni służyła jej radą i pomocą. – Faceci muszą szaleć za taką laską jak ty!
Może.. – odparła tajemniczo Erica uśmiechając się. – Ale ja nie dbam o to. Prawdę mówiąc nigdy nie dbałam.
Nie chcesz się zakochać? – Alma pozwoliła sobie na zadawanie bardzo osobistych pytań, gdyż dziewczyny spędzając ze sobą mnóstwo czasu polubiły się i zaprzyjaźniły. Erica nigdy nie sądziła, że będzie darzyła sympatią jakąś policjantkę. Zawsze była na bakier z prawem.
Miłość jest dla głupców. Ja sobie nigdy na to nie pozwolę. Faceci to dranie! Tak jak ten który mnie spłodził. Nigdy nie poznałam swojego ojca, zapewne zostawił moją matkę, kiedy dowiedział się, że jest w ciąży. Nigdy mi o tym nie mówiła, ale je domyślam się, że taka może być prawda. A ty?
Co ja?
Skoro zebrało się nam na zwierzenia, to powiedz czy ty wierzysz w miłość.
Kiedyś wierzyłam – odparła Alma, jakby z oddali. Całkiem się wyłączyła spoglądając w jeden punkt i rozmyślając o przeszłości. Trwało to tylko chwilkę zanim powróciła do rzeczywistości. – To było dawno i nie warto o tym wspominać. Nie mogło się udać.
Sama widzisz! Lepiej zmieńmy temat – odrzekła Erica, siadając na ogromnym hotelowym łóżku. Spojrzała uważnie na policjantkę. – Bardzo ciekawi mnie jedna rzecz. Jak to się stało, że Roxana zginęła mimo że podobno pilnowaliście jej i nie spuszczaliście z niej oczu? Nie próbowaliście jej uratować?
Alma podniosła na nią swój wzrok i wzdychając ciężko odpowiedziała:
Nasza łódka była za daleko. Zanim chłopcy zorientowali się co się stało, było niestety już za późno. Kiedy dotarliśmy na miejsce od razu zawiadomiliśmy ratowników i jeden z naszych zanurkował. Jej ciało zaplątało się w wodorosty i nie można go było wydostać. Dopiero ratownikom to się udało.
To smutne. A co z jej ciałem? Gdzie będzie przez ten czas?
Mamy na to swoje sposoby. Leży w specjalnym grobowcu. Lepiej nie pytaj o nic więcej bo i tak ci nie powiem. Już i tak za dużo ci zdradziłam – rzekła Alma tajemniczo, odwracając wzrok.
Gdybyś tylko wiedziała, jaka jest prawda, pomyślała. Nie chciała patrzeć na Ericę, żeby przypadkiem czegoś nie zauważyła na jej twarzy. Dziewczyna była inteligentna i mogłaby zadawać więcej pytań, ale na szczęście nie zwróciła uwagi na policjantkę. Wciąż patrzyła w lustro. Nigdy nie wyglądała tak jak teraz i to było dla niej nowością.
Te ubrania pewnie kosztują majątek, pomyślała dziewczyna odwracając twarz od lustra i patrząc na łóżko,gdzie leżało mnóstwo ciuchów Roxany Romero.
W tej chwili do środka wszedł Ricardo przebrany na kelnera, ciągnąc przed sobą wózek do rozwożenia jedzenia dla gości hotelowych. Na jego widok Erica wybuchnęła śmiechem.
Niezłe wdzianko. Skąd jej wytrzasnąłeś? – Umilkła na chwilę i przybrała poważną minę. – Skoro już pan jest to proszę mi podać kieliszek szampana, dobrze schłodzonego.
De Marco, ty nigdy nie możesz być poważna. – Usłyszała jakiś głos dobiegający spod stolika. Odsłoniła długi obrus i zobaczyła Marcosa leżącego skulonego. Powoli i z wielkim trudem się wygramolił.
Ja? A co mam powiedzieć o was? Jeden bawi się w kelnera a drugi... Niezły kabaret. W ogóle jak ty się tam wcisnąłeś? Mięsień piwny ci nie przeszkodził?
Marcos nie skomentował jej żartu.
Przecież nikt nie może nas widzieć jak wchodzimy do twojego pokoju. Lorenzo może mieć tutaj jakichś opłaconych ludzi, którzy dają mu znać, czy przypadkiem jego córeczka nie przyjmuje żadnych mężczyzn – wyjaśnił Hernandez.
Skrzyżował ręce na piersiach i uważnie przypatrzył się dziewczynie. Na jego twarzy zawitał uśmiech.
Doskonale. Teraz wyglądasz jak Roxana. I tak ma zostać. – Przeniósł wzrok na swoją podwładną, która odpowiadała za przemianę Erici w Roxanę. – Dobrze się spisałaś, jestem z ciebie dumny. – Znowu spojrzał na Ericę. – A ty wiesz co masz robić?
Oczywiście szefie – zasalutowała stając na baczność.
To dobrze – odparł ignorując wygłupy dziewczyny. Jego mina spoważniała. – Wystąpiły nieprzewidziane komplikacje. – To powiedziawszy wyjął gazetę i rozłożył na stronie, gdzie była krótka wzmianka o wypadku. Kiedy Alma ją przeczytała zbladła jak płótno.
I co teraz? – zapytała. – Te dziennikarskie hieny zawsze wywęszą sensację. Jak się tego dowiedzieli?
Nie mam bladego pojęcia.
Musiał być jakiś przeciek – odparł Ricardo. – Jeżeli się dowiem kto to zrobił, to nogi z dupy powyrywam, możesz być tego pewien.
Nie wątpię. Lorenzo na pewno będzie chciał to sprawdzić. Dobrze, że już jesteś w hotelu.
W tym momencie rozbrzmiał dzwonek telefonu komórkowego. Ricardo, Alma i Marcos spojrzeli nawzajem na siebie. To był telefon Roxany! Alma szybko poszukała komórki i podała ją Erice.
Marcos patrząc na wyświetlacz rzekł do Erici:
Odbierz, twój tatuś dzwoni. Teraz zobaczymy jak sobie poradzisz.
Erica nabrała powietrza, a potem powoli je wypuściła. Podniosła słuchawkę do ucha.
Cześć tatku – zaszczebiotała radośnie.
Witaj! – Jego głos spowodował u niej drżenie. Był taki zimny i oschły. Aż ciarki przeszły jej po plecach. – Jak się bawisz?
Cudownie. Tutaj jest tak pięknie, że aż nie chce się wyjeżdżać. Słońce, plaża...
Dlaczego przez parę dni nie dawałaś żadnego znaku życia? Czekam na wyjaśnienia moja panno!
Erica umilkła, zupełnie nie wiedziała co odpowiedzieć. Ale jej milczenie trwało tylko chwilkę Bardzo szybko wymyśliła jakąś bajeczkę.
Zapodziałam gdzieś telefon, dopiero niedawno go znalazłam. Jak zwykle zawieruszyłam go w mojej torebce. Jestem zawsze taka roztargniona – odparła. – Właśnie miałam dzwonić, ale mnie uprzedziłeś. Co w domu?
Niedługo sama się przekonasz.
Jak to?
Jeszcze dziś się spakujesz. Martin jutro z samego rana będzie na ciebie czekał.
Nie rozumiem.
Wrócisz z bratem. Już czas do domu.
Ale...
Nie chcę niczego słuchać. To jest ostateczna decyzja. Do zobaczenia w domu.
Rozłączył się. W słuchawce nastąpiła głucha cisza. Erica odłożyła telefon i rzuciła go na łóżko.
Co za dupek!
To jest lekkie określenie.
Jak on traktuje ludzi? – kontynuowała Erica. – W tym własną córkę. Uważa ją za własność. Musiała mieć ciężkie życie.
Doskonale się spisałaś – pochwalił Marcos dziewczynę. – Widzisz Erica, jak chcesz to potrafisz być miła.
Roxana – poprawiła go dziewczyna. – Chyba nie zapomniałeś, że od teraz jestem Roxaną Romero?


d


Rezydencja Patricia Navarro, Bogota, 27 czerwca 2010

Patricio Navarro tego dnia jak każdego siedział w gabinecie przy swoim biurku, paląc przy tym cygaro. To go zawsze uspokajało i pozwalało pozbierać myśli. Nie chciał rezygnować z tej przyjemności. Rozparł się w swoim fotelu, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
Wejść – odburknął.
Do środka weszło trzech mężczyzn ciągnąc za sobą mocno poobijanego chłopaka.
Po co go tu ciągniecie? Czy myślicie, że nie mam innych spraw na głowie?
Szefie chciał gadać tylko z panem. Podobno ma jakąś wiadomość.
Patricio wstał z fotela, zgasił cygaro w kryształowej popielniczce stojącej na biurku i podszedł bliżej do chłopaka. Zauważył, że na jego lewej dłoni jest gips. Zignorował ten fakt, nawet nie pytając co się stało.
Podobno masz dla mnie wiadomość. Słucham!
Chłopak powoli przełknął ślinę i zaczął opowiadać co się wydarzyło dwa dni wcześniej. Patricio z każdą chwilą marszczył brwi. Co za nieudacznicy, pomyślał patrząc na dilera. Nawet nie potrafią być dyskretni, tylko od razu dali się złapać. Wrócił na swoje miejsce za biurkiem i powiedział do swoich ludzi.
Pozbądźcie się go.
Nie, błagam! – krzyczał chłopak.
Twoje lamenty na nic się zdadzą. Jesteś bezużyteczny. Tacy ludzie mi niepotrzebni. Dobrze, że twoich kompanów tamci wykończyli. Oszczędzili nam fatygi. – Znowu spojrzał na swoich goryli. – Sprzątnijcie go, a ciało wrzućcie jak zwykle do kanałów.
Kiedy jego ludzie wyszli znowu zagłębił się w swoim fotelu i zapalił cygaro, które zgasił. Musiał się uspokoić. Lorenzo Romero! Ten facet od dawna działał mu na nerwach. Zawsze był o krok przed nim. Do tej pory to on grał pierwsze skrzypce w przestępczym półświatku, ale ostatnio pozycja Lorenza zaczęła się umacniać i to bardzo Patricia niepokoiło. Kiedy żył jeszcze Roberto Orsatti było inaczej. Facet miał inną wizję. Żyli w zgodzie. Navarro nawet myślał, że połączą siły, żeby opanować miasto. Niestety zmarł, a jego zięć, który przejął po nim interes miał inne plany. Nie chciał się z nikim dzielić. Wchodził mu w drogę, chcąc sam rządzić. Nie chciał żadnych wspólników.
Rozmyślając o tym usłyszał pukanie do drzwi. Po chwili do pokoju wszedł elegancko ubrany mężczyzna.
Witaj Flavio – odrzekł Patricio wskazując mu fotel.
Flavio Lopez od dziesięciu lat było jego zaufanym doradcą i przyjacielem. Zawsze znał sposób na rozwiązanie nawet najbardziej skomplikowanych problemów. Nigdy, ale to przenigdy się na nim nie zawiódł. Zawsze dobrze wychodził na jego radach.
Coś się stało? – zapytał Lopez. – Widzę to po twojej twarzy.
Możesz się domyśleć kto za tym stoi.
Lorenzo Romero?
Tak, pieprzony makaroniarz. Od dawna działa mi na uzębienie. Ma coraz większe wpływy. Nasi chłopcy weszli na jego teren, mieli być dyskretni, ale ci idioci dali się złapać. Jeden przeżył, ale niedługo nacieszy się życiem. – Umilkł na chwilę zagłębiając się w swoich myślach. – Musi być na niego jakiś sposób. Jego potęga musi kiedyś upaść. Tylko jak go zniszczyć?
Coś mi świta – odparł tajemniczo Flavio. – Ale na razie nic ci nie zdradzę, dopóki się nie upewnię, że plan może się powieść.
Rozumiem. Informuj mnie na bieżąco.

1 komentarz:

  1. Ten blog i pomysł na tą historię jest niesamowity!
    Gorąco zachęcam cię do zgłoszenia bloga do rejestru blogów:
    "Czytać znaczy żyć drug raz".
    http://czytac-zyc-drugi-raz-rejestrblogow.blogspot.com/

    Rejestr powstał niedawno i zachęca do rozpowszechniania niesamowitych prac.

    ♥♥♥

    Ps. Rozdział wspaniały!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń